­

Darea (Wrocław)

15:01

Zeszłej niedzieli Tato pojechał być Dziadkiem, więc gdy pojawił się pomysł na wyjście na sushi i do kina ze znajomymi, nie było nad czym się zastanawiać.

Wybór restauracji nie należał do najtrudniejszych, Grześ zaproponował Dareę, o której słyszałam już pochlebne opinie. Słynie z dobrego sushi, niedrogich cen i menu oferującego coś więcej, niż surową rybę. Stolik na 8 osób też nie był problemem :-)

Szerokie menu, wcześniej wydające się dobrym pomysłem, w gruncie rzeczy okazało się dość problematyczne. Nim każdy z nas zamówił, minęło chyba z 20 minut. Szczęśliwie udało nam się trafić w porę lunchową, dzięki czemu do każdego z dań z konkretnych stron można było w gratisie dostać zupę i herbatę. Na naszym stole postawiono cztery talerzyki z tajemniczymi potrawami, zawierającymi na pewno algi, chyba placek ziemniaczany i coś, czego chyba do końca nie udało nam się zidentyfikować.


Całkiem spoko :)


Było nas tak dużo, a pozycji w menu tak wiele, że nie jestem w stanie przypomnieć sobie, kto co wybrał. Pamiętam, że ja zamówiłam wołowinę w sosie ostrygowym licząc na to, że choć trochę przypomni mi najpyszniejszą wołowinę w sosie czosnkowym, jaką jadłam niemal codziennie latem w Helskinkach zaciągając Natalię do New Bamboo Center właściwie tylko po to! Bo tamta wołowina miała mięso delikatniejsze niż ryba, więc zrozumiałym jest moja tęsknota za tym smakiem (a wcale taka czosnkowa nie jestem).

moja wołowina, która przyjechała do mnie z typowo polskim garniszem… po co to komu?

Mięso samo w sobie było dobre i miękkie, ale to chyba dlatego, że kawałki wołowiny były wysmażone jak mini steki. Były krwiste. To dość dziwne, bo nigdy w kuchni azjatyckiej nie spotkałam się z tak przyrządzonym mięsem. Ale z drugiej strony, Darea łączy kuchnię japońską i koreańską, i - pomimu koreańskich znajomych z liceum - być może tak się właśnie na dalekim wschodzie jada. Było to dobre, choć sos ostrygowy był prawdopodobnie opcją "z butelki", a więc zawierającą w składzie pszenicę, co następnego dnia niestety wyszło na jaw...


kalmary Gosi i Konrada, very nice

wołowina Konrada; warto tu zaznaczyć, że dostaliśmy swoje dania na ciepło w miarę szybko, a pozostali, którzy zamówili sushi, zmuszeni byli na swój posiłek czekać chyba z 40 minut :(

nie mieli co jeść, bo czekali :(

gdy wreszcie sushi dojechało (a musiałam niestety dokonać małej ingerencji w pracę obsługi, zapewniającej, że po prostu mają dużo zamówień...) ta wyglądało - tu już trochę podjedzone.

ten łosoś był super :-)

Generalnie, bawiliśmy się dobrze, choć czekania im nie zapomnimy. Po zjedzeniu też czuliśmy się dobrze, a to ważne, jeśli później planuje się seans kinowy! :-)

It's time to sum up!
JEDZENIE OOOoo
rzeczywiście, sushi mają bardzo dobre

WYSTRÓJ Ooooo
jak dla mnie nie była to ani Japonia, ani Korea, trochę jak wyposażanie knajpy po kosztach; do dziś nikt nie wytłumaczył mi dlaczego podwieszone pod sufitem gałązki są częściowo pomalowane turkusową farbą. może ktoś wie?

OBSŁUGA Ooooo
przykro mi to stwierdzić, ale kolejny raz obsługa pozostawiała wiele do życzenia; co się dzieje w tym mieście?!

POD KĄTEM WYMAGAŃ ŻYWIENIOWYCH Ooooo
niestety, w menu nie było żadnych informacji o dokładnym składzie dań, co dziwi o tyle, że w knajpach azjatyckich urzekają mnie zwykle właśnie najbardziej karty dań zawierające ikonki odpowiadające wszystkim elementom, na które składa się dana pozycja

CENY: tanio/średnio


PODSUMOWUJĄC: 0.30


You Might Also Like

2 comments

  1. skąd wiesz jak smakują dania w Japońii albo w Korei? Moj chłopak był w tej drugiej i smaki serwowane w Darei przypominają mu najbardziej tamtejsze...

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie wiem, jak smakują dania w Japonii ani Korei, ani Chinach, ani w Tybecie, ale odwiedzając miejsca serwujące dania z określonych regionów świata spodziewam się zaznać czegoś wyjątkowego :)

    OdpowiedzUsuń

Polub na Facebooku!