Dinette (Wrocław)

00:55

Dinette to zdecydowanie jedna z moich ulubionych restauracji w mieście. Kompletnie nie przeszkadza mi fakt, że zlokalizowana jest w Sky Tower - może dlatego, że ta galeria handlowa nadal nie przyciąga tłumów? ;) Plusem lokalizacji jest też miejscowa kwiaciarnia, w której sprzedają najpiękniejsze lilie :)

Dinette to dla mnie wręcz synonim tego bloga. Mogłabym nawet posilić się o stwierdzenie, że właśnie Dinette zainspirowało założenie tej strony - ponieważ ich menu zmienia się sezonowo, ale nie tak często jak obiady z tatą, nie chcieliśmy powielać sprawdzonych już pozycji i zaczęliśmy swoje spotkania planować w innych restauracjach. Ale do Dinette wracamy tak, jak się wraca do ulubionych i dobrze poznanych miejsc. Odwiedzając ją z odpowiednią częstotliwością (dając im szansę na nowe menu, ekhm) niemal zawsze jesteśmy pod wrażeniem pomysłowości kuchni. I tym razem nie byliśmy zawiedzeni. Zaczęliśmy od kremu z borowika i pieczarek:

borowik, pieczarki, śliwki, pieczone orzechy, pestki dyni, szczawik zajęczy

Zupa okazała się strzałem w dychę, bo choć pozostaje w tematyce późno-jesiennej niźli wczesno-zimowej, zupełnie jak pogoda za oknem, wpasowała się w klimat idealnie. Zimie też nie powinno być spieszno na nasze talerze; jeszcze jest czas na tłuste i tonące w węglowodanach porcje kartofli okraszonych słoniną (tak, właśnie tak wyobrażam sobie typową polską kuchnię zimową... kartofel, dziczyzna, dużo wszystkiego, co by tylko przetrwać mrozy, wygląd nie ma wtedy znaczenia).

Na danie główne Papster poprosił o kaczkę na ziemniaczanym kremie, ale niestety kaczka nie była jeszcze gotowa… Więc pozycję zamienił na polędwiczkę wieprzową na ziemniakach truflowych.

polędwiczka wieprzowa sous-vide, ziemniaki truflowe, jarmuż, czerwona cebula, pieczarki, winogronowy gastrique, pistacje

To było smaczne danie z ciekawym zestawieniem dodatków. Idealnie wpisało się w typowo męskie podniebienie Papstera - na talerzu nie było zbyt dużo warzyw, dominowało mięso, które zrobione metodą sous-vide wychodzi mistrzowsko. Znów - jesienny podryg przeciwdziałający na zbliżającą się jednak zimę.

Ja zaś przechodziłam właśnie fazę rybną, więc mój wybór padł na łososia:

łosoś sous-vide, czerwona soczewica, pieczone warzywa, groszek cukrowy, popcorn z kaszy gryczanej, brukselka

I swoim łososiowym daniem po raz kolejny przypomniałam sobie za co uwielbiam Dinette. Popcorn z kaszy gryczanej, który powinien się chyba nazywać popbuckwheat, jeśliby pozostać wiernym dosłownym translacjom, był genialny. Smakiem pozostawał w klimatach kaszowych, ale myślenie outside the box, z którego niepodważalnie słynie Dinette, pozwoliło na nadanie gryce zupełnie nowego charakteru. Łosoś był udany, ale był typowym łososiem ugotowanym metodą sous-vide. I w tym daniu doszukaliśmy się wciąż jesiennego klimatu :)

Ponieważ obiady w Dinette staramy się celebrować maksymalnie, zamówiliśmy również obydwa oferowane desery. Poza tym powoli wychodzę z fazy niejedzenia pszenicy, więc kiedy już decyduję się zjeść coś mącznego, it's better be worth it ;) Akurat w menu były: sernik z sosem pomarańczowym oraz mus czekoladowy.

sernik cynamonowo-rozmarynowy, sos pomarańczowo-waniliowy, prażynka ryżowa, granat, piasek z białej czekolady

czekoladowy mus, pianka z ananasa, carambola, anyż, wasabi, kiwi z makiem, ciastko sezamowo-makowe

Desery w Dinette zawsze sprawiają mi największą frajdę. Uwielbiam w nich łączenie nieoczywistych smaków. Sernik cynamonowo-rozmarynowy nie był ani cynamonowy, ani rozmarynowy - był niesamowity. Nie mam pojęcia jak udało im się uzyskać tak wilgotną konsystencję masy sernikowej, ale z pewnością jest to niedościgniony ideał. Wasabi nie udało mi się namierzyć w pozycji z czekoladowym musem, ale może właśnie o to chodziło? Nie zmienia to faktu, że kawa i deser w Dinette są idealnym uwieńczeniem ciekawego przeżycia, jakim stołowaniem się u nich. Otwarta w tym roku odnoga Dinette, ulokowana na tym samym piętrze Sky Tower jednak nieco bardziej w strefie restauracyjnej moim zdaniem służy kucharzom za brudnopis, w którym zapisują swoje pomysły i w którym je sprawdzają. Próbowaliśmy kiedyś tam zjeść, ale to nie ten sam klimat, nie ten sam standard. Pozostajemy przy swoich ukochanych szarych fotelach, wielkim stole na środku i nieco loftowej atmosferze. I na pewno będziemy tu wracać. 

= 5/5

PS: Być może dziwi fakt, że ocenę wystawiam w niestandardowym formacie, bez rozkładania kolejnych elementów składowych na czynniki pierwsze. Jest to efekt mojego prawdziwego i szczerego uwielbienia dla Dinette, pochwały dla kreatywności kuchni i managementu. Miałam ostatnio okazję przyjrzeć się "od kuchni" właśnie zamawianiu nietypowych produktów i wiem, ile trzeba się natrudzić i ile osób zaangażowanych jest w proces zdobywania szczawików zajęczych, ziemniaków truflowych, czarnych marchewek czy mikro ziół. Ponieważ w Dinette 98% spraw dopiętych jest na ostatni guzik (wybaczę Wam ten jeden nieszczęsny włos w talerzu ;)), nasze 5/5 jest tylko skromnym tego przypieczętowaniem. 

You Might Also Like

0 comments

Polub na Facebooku!