Bernard (Wrocław)
14:34Do Bernarda wybraliśmy się pewnej jeszcze październikowej niedzieli.
Jak to zwykle bywa, z samego rana zadzwoniłam do restauracji, by zarezerwować stolik. Wypadałoby chyba rozszerzyć oceny miejsc również pod względem obsługi klientów zanim pojawią się oni fizycznie w restauracji, bo chaos i hałas słyszalny po drugiej stronie słuchawki był ogromnym utrudnieniem komunikacyjnym... Jednak udało się zarezerwować miejsce i chwilkę po 17 stawiliśmy się na miejscu.
przystawka Taty - hermelin z miodem
czekanie, czekanie.
wyglądamy, jakbyśmy przyszli z kościoła! tacy eleganccy :D
Zamówiłam kaczkę w pomarańczach (filet z kaczki duszony w niskiej temperaturze, podany z sosem pomarańczowym, glazurowaną marchewką i ziemniaczano-migdałowym puree), Alek zamówił gęś z jabłkami (udko z gęsi pieczone w niskiej temperaturze, podane z jabłkami w miodzie pitnym, modrą kapustą i - standardowo z - pierożkami z kaszą gryczaną, borowikami i wędzoną papryką, które to pierożki Alek zamienił na frytki ze względu na naszą bezglutenową dietę; co, swoją drogą, okazało się niezwykłym wyzwaniem dla kelnera nas obsługującego...), zaś Tato planował zjeść jagnięcinę bernarda... Ale po 10 minutach od złożenia zamówienia nasz niekompetentny kelner poinformował nas łaskawie, że jagnięcina się skończyła. Po 10 minutach! Więc Tato wybrał w zamian tego steka. Steka, który w Bernardzie kosztuje 81 złotych. Tak, słownie: osiemdziesiąt jeden 00/100 PLN. Dzień dobry?
gęś z jabłkami
kaczka w pomarańczach
stek
Po tym wszystkim mieliśmy nadzieję, że choćby deser uratuje dobre imię Bernarda - jednej z bardziej obleganych i znanych restauracji na rynku.
Ok, desery były niezłe. Naprawdę. Więc na kawę i ciastko możemy to miejsce polecić. Piwo także było dobre. Ale to są "dodatki", elementy poboczne. Poza nimi, z Bernarda wyszliśmy rozczarowani, źli i ubożsi o kilka stówek.
It's time to sum up!
JEDZENIE OOooo
było mega zwyczajne
WYSTRÓJ OOooo
nic specjalnego, nie było żadnych motywów czeskich, co boli, jeśli knajpę określa się mianem czeskiej!
OBSŁUGA Ooooo
pewnie nie byłoby tak źle, głównie za samopoczucie, na które składała się beznadziejna obsługa i atmosfera w ogóle - nie wiadomo o co tam do końca chodzi - ocena prezentuje się tak, a nie inaczej; w tej sekcji warto jeszcze przytoczyć, jak w pewnym momencie na naszym piętrze pojawiła się kelnerka z kawą, najpierw chcąca podać ją do stolika, przy którym nikt kawy nie zamawiał, później chciała zostawić ją u nas - a Tato swoją kawę już pił; brakowało żeby zaczęła w czysto peerelowskim stylu krzyczeć, że "kawa do odbioru"... żenada.
POD KĄTEM WYMAGAŃ ŻYWIENIOWYCH Ooooo
nic a nic, zero informacji... i kelner pewnie też by nie wiedział jak coś jest zrobione (o pierożki musiał pytać! a przecież to nawet logiczne, że będą na pszennej, bo z niej najlepsze ciasto wychodzi)
CENY: drogo - jasne, czynsz w Rynku na pewno do najtańszych nienależy, ale tego steka nigdy nie przeboleję.
PODSUMOWUJĄC: 0.30
0 comments