Mosaiq (Wrocław)
12:27O Mosaiq powiedziała nam Natalia, określając ją jako "jedno z miejsc, do których chciała wysłać swoich rodziców". Dodała przy tym, że szef kuchni kształcił się u Gordona Ramsaya - co u mnie wzbudziło raczej ciekawość niż zachwyt (nie jestem zbytnią fanką tego telewizyjnego kucharza, za co winnić można innego gwiazdora kulinarnych show - Anthony'ego Bourdaina). Podjęliśmy więc wyzwanie rzucone przez Natkę i ostatniej niedzieli wybraliśmy się na Świętego Mikołaja 12, do serca miasta.
Po wejściu do restauracji, kolejny już raz tej niekończącej się zimy, brak klienteli dał się we znaki. Być może niedziele nie należą do dni tygodnia najbardziej szturmowanych przez wygłodniałych wrocławian, ale jeśli nie niedziela, to co innego? Przezornie i tak zarezerwowaliśmy stolik, nic nas to przecież nie kosztowało.
Zasiedliśmy - Tato na okropnie miękkiej kanapie ciągnącej się wzdłuż ścian restauracji, ja naprzeciw niego, na krześle. Mimo ulokowania w dość gęsto zabudowanym rynku, Mosaiq udało się wykorzystać swe narożne położenie do skupienia jak największej ilości naturalnego światła (przynajmniej na parterze, bo w piwnicy to jakby z założenia niewykonalne :)).
Zdecydowaliśmy się ograniczyć do samego dania głównego; obydwoje byliśmy leciutko "wczorajszy" po sobotnich spotkaniach towarzystkich. Tato zdecydował się na płaszczkę, ja postawiłam na fillet mignon, wybierając polską krowę z Mazur nader tę pasącą się na irlandzkich pagórkach!
Zanim nasze zamówienia wjechały na stół, zostaliśmy mile zaskoczeni naprawdę niesamowitym starterem.
Płaszczka okazała się mieć mięso rozpływające się w ustach. Był to nasz pierwszy raz z rybą z gatunku rajowatych i muszę przyznać, że sprawiła pozytywne wrażenie. Niedoskonała perspektywa powyższego zdjęcia świadczy chyba najlepiej o tym, że Tato tak bardzo chciał się oddać jedzeniu, iż nie zauważył, że fotografuje w sumie tylko puree :D
0 comments