La Maddalena (Wrocław)
11:37
Choć, jak książki po okładce, tak restauracji po nazwie oceniać się nie powinno, w tym wyjątkowym przypadku nie mogłam doczekać się, żeby przekroczyć próg La Maddalena. Wybraliśmy się tam z polecenia, zachęceni kuchnią włoską i francuską, czekoladowym sufletem i faktem, że jest to jedno z nielicznych miejsc we Wrocławiu, które w menu zaznacza dania bezglutenowe, a swym gościom pozwala wybrać pozycje z zakładki Pasta w opcji gluten free. Za to już na wstępie mieli wielki plus, mimo że doświadczenie nauczyło mnie, że bezglutenowe opcje nie zawsze są trafione.
Mimo wszystko, cała nasza trójka to parszywi mięsożercy i żadne makarony nie były nam w głowie, gdy w karcie odnaleźliśmy dania takie jak "Wilk morski pieczony w różowej soli Himalajskiej", "Grillowana polędwiczka pieprzowa z podgrzybkami" czy "Kilogram krewetek dla dwojga".Ja rozpoczęłam ucztę przepysznym kremem z młodych pomidorów z fragmentami sera:
Mimo wszystko, cała nasza trójka to parszywi mięsożercy i żadne makarony nie były nam w głowie, gdy w karcie odnaleźliśmy dania takie jak "Wilk morski pieczony w różowej soli Himalajskiej", "Grillowana polędwiczka pieprzowa z podgrzybkami" czy "Kilogram krewetek dla dwojga".Ja rozpoczęłam ucztę przepysznym kremem z młodych pomidorów z fragmentami sera:
Chłopcy zapragnęli chyba skosztować kuchni, z której w USA zasłynęła Julia Child i wybrali Bouillabaisse z krewetkami królewskimi, łososiem i małżami:
Przy drugim daniu wyszła nasza mięsożercza dusza, a jak wiadomo wyspy La Maddalena, służące za inspirację dla knajpki i stanowiące wspólny minanownik Włoch i Francji, to wręcz definicja kuchni, w której mięso (i ryby, owoce morza) grają pierwsze skrzypce.Mnie skusił stek wołowy, bo oczywiście nadal szukam miejsca z najlepszym stekiem. W La Maddalena można zamówić go z sosem do wyboru spośród czterech; ja wybrałam czekoladowy, chyba na bazie jagnięcej krwi. Sos z ogólnie znaną czekoladą dzielił wyłącznie barwę i ewentualnie konsystencję (gdyby przyjąć, że mówimy o czekoladzie płynnej); w smaku był słony i bardzo intensywny. Stek był jak dla mnie nieco zbyt wysmażony (zawsze zamawiam medium/medium raw), ale był dobry. Ziemniaczane fondanty na plus.
Alek wybrał polędwiczki wieprzowe w sosie wiśniowym. Nic więcej mówić nie trzeba.
Wyborem Taty okazał się być udziec z polskiej jagnięciny, uformowany w niewielkie kotleciki, również podany na fondantach z rukolą.
Po drugim daniu okazało się, że nadal możemy pomieścić desery, których z łakomstwa nie zdążyliśmy nawet sfotografować, bo zniknęły w kilka chwil. Chłopcy postawili na czekoladowe suflety, przy czym wypiek był ogromny, większy od drugiego dania. Ja
znów poleciałam standardem decydując się na crème
brûlée, który w La Maddalena podano mi w dwóch kokilkach - wersja
#1 czysty, bez dodatków, wersja #2 z kapką jagodowego purée
na dnie. Total. Po deserach uznaliśmy, że nasze wcześniejsze
niezadowolenie niewielkimi porcjami w daniu głównym było jak
najbardziej uzasadnione; jeśli ktoś kojarzy prawdziwą kuchnię
włoską i wie, jak Włosi jadają w restauracjach (że jest to kilka
dań, jedzonych przez okres nawet kilku godzin, podlewane winem,
uwieńczone deserem) zrozumie, że dzięki takiej właśnie porcji
klient ma miejsce i ochotę na więcej. I dzięki temu zdołaliśmy
zjeść kolację z trzech dań, co naprawdę bywa rzadkością w
kraju, gdzie klienci zwykle domagają się wielkich porcji.
It's time to sum up!
JEDZENIE OOOOO
Tak, tak i jeszcze raz TAK! Restauratorzy w La Maddalena muszą kochać swoją pracę.
WYSTRÓJ OOOOO
Gdy rezerwowałam stolik spytano mnie, czy mam jakiś konkretny upatrzony; nigdy nie będąc tam wcześniej oczywiście odpowiedziałam, że nie. Gdy tylko przekroczyliśmy próg restauracji ujrzeliśmy przepiękny i chyba jedyny taki w La Maddalena stolik pod oknem, nie z krzesłami, lecz kanapami z pięknymi kolorowymi narzutami. Wywalczyliśmy, by właśnie to miejsce zająć i gorąco polecamy wszystkim właśnie ten konkretny spot - daje on poczucie domowego ciepła, swobody, poza tym jest wygodnie i zza okna widać Włodkowica, więc zawsze jest na czym oko zawiesić :-) I to był strzał w dziesiątke i ten stolik zrobił nam cały klimat La Maddalena; dlatego 5/5.
OBSŁUGA Ooooo
Choć na wejściu obsługa nie zrobiła najlepszego wrażenia (pani witająca nas nie chciała udostępnić nam wspomnianego już kanapowego stolika mówiąc "nie można", po czym mijała ją inna kelnerka, która powiedziała, że oczywiście "można"...), samą naszą późniejszą obsługa zajął się już chłopak, który albo był zestresowany, abo zmęczony, albo nie ma doświadczenia w branży, bo niespecjalnie zależało mu chyba na niczym. Ważne, że nie utrudniał ;-) Wydaje nam się, że trochę czasu minie nim personel poczuje się tam, jak u siebie i zacznie gości traktować nie jak obcych ludzi, ale właśnie, jak gości. Póki co 1/5.
I POD KĄTEM WYMAGAŃ ŻYWIENIOWYCH OOOOO
No gdzie jeszcze można znaleźć tak ciekawe i pyszne menu przewidujące, że będzie przeglądać je bezgutenowiec? Albo gdzie jeszcze pozwolą nam wybrać makaron bezglutenowy? No gdzie?
CENY: średnio.
= 0.80
UPDATE (17/11/2013):Od wizyty, którą tu opisaliśmy, w La Maddalenie spędziliśmy jeszcze kilka wieczorów. Okazało się, że nasze pierwsze wrażenie odnośnie obsługi było kompletnie nietrafione - przy kolejnych odwiedzinach byliśmy obsłużeni wspaniale, kelnerzy i kelnerki doskonale wiedzieli, co znajduje się w menu i jak jest przyrządzone. Ugościli nas, jakbyśmy przyszli do nich samych. Byli uprzejmi i ogarnięci. Wzór.
0 comments